sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 4


***
JUSTINE:
Wczorajszy dzień był jakimś koszmarem. Mój tata nie wynurzył się z nory, ciągle tam siedzi załamany pod kluczem... Sama nie wiem co mam robić. Czy na nowo wyswatać go z imamą Niny czy zostawić to tak jak było kiedyś?
-Heej... - do mojego pokoju po cichutku wszedł Kendall. Była szósta rano, a ja od wieczora nie mogłam zasnąć. - Tak sobie myślałem... nie chciałabyś pójść dzisiaj ze mną do kina? - zapytał.
-Jest szósta rano, nie spałam całą noc a ty się mnie o coś takiego pytasz? Wyjdź, i dopóki nie opuszczę swojego pokoju nikt nie ma prawa tutaj wejść! - rzuciłam w niego poduszką  a on szybko opuścił mój pokój. Może to i interesująca propozycja?
Leżałam tak jeszcze na łóżku z pół godziny i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W końcu przyszło mi jedno do głowy: Przecież wiem jak napisać kolejną piosenkę! Po 2 godzinach spędzonych na pisaniu nut i ułożeniu chwytów powstała piosenka California King Bed.
-Kendaaaaaaaaaaaaaaaaaaaall! Do nogi! - krzyknęłam tak, że pewnie obudziłam wszystkich. Blondyn zaraz stawił się w moim pokoju. - Napisałam piosenkę!
-To świetnie... zagraj - usiadł obok mnie na łóżku i zaczął słuchać. Kiedy skończyłam jak zwykle nastała chwila ciszy, kiedy to namyślał się co powiedzieć.
-ŚWIETNE! - spojrzał na mnie. Aż oczy mu się zaświeciły. - Jesteś megaa! Dobrze, że wysłaliśmy szefowi te skany nut... - nie dokończył bo pieprznęłam go poduszką w łeb.  - A to kino jest aktualne?
-Em ... taak - odparłam.
-To świetnie - ucieszył się - o 15 bądź gotowa - opuścił mój pokój w podskokach.Nie wiem co on widzi w tym takiego radosnego ...
NINA:
Mama strasznie się zmieniła od kąd zerwała z tatą Justy... czy to moja wina? Prawdopodobnie tak. Czy mam wyżuty sumienia? Ogromne.  Mam tego wszystkiego dość! Postanowiłam iść się przewietrzyć. Znalazłam się w parku, w uliczce którą nikt nie chodził bo znajdowała się przy "nawiedzonym" domu. Ja tam nigdy nie wierzyłam w te bajki. Byłam w połowie drogi gdy ktoś mnie zawołał. Odwróciłam się i ujrzałam Matta i jego bandę. Większość szkoły się ich bała, nawet dyrektor, gdyby nie ten fakt już dawno wywalił by ich ze szkoły.
-Tak?- przęłknęłam ślinę
-Doszły nas słuchy że popadasz w depresję- uśmiechnął się podejrzanie Matt
-I co z tego?- mruknęłam
-Mamy dla ciebie propozycję nie do odrzucenia- zaśmiał się jeden z tych typków
-Jaką?- spytałam
-Dostaniesz trochę prochów na poprawę chumoru ale w zamian za to będziesz winna Mattowi przysłógę - odpowiedział mi jakiś napakowany koleś. Zapadła cisza. Wszyscy czekali na moją odpowiedź. Normalnie bym się nie zgodziła ale w tym momencie zrobię wszystko aby zapomnieć o kłopotach.
-Niech będzie- westchnęłam
-Grzeczna dziewczynka- szepnął mi na ucho Matt. Wyciągnął z kieszeni mały woreczek z białym proszkiem i mi go podał.
-Tylko nie przedawkuj za pierwszym razem- pocałował mnie w policzek i odeszli. Co ja najlepszego zrobiłam?! Jestem skończona! Zaczęłam płakać i ruszyłam w dalszą drogę. Drżącą ręką wyjęłam z kieszeni prochy. Wysypałam trochę na rękę i już miałam je zażyć gdy zauważyłam Carlosa idącego w moją stronę. Schowałam szybko proszki i wytarłam łzy.
-Hej, co jest?- zmartwił się na mój widok
-Nic... - skłamałam
-Przecież ślepy nie jestem- westchnął. Zapanowała cisza -Chodź ze mną- Latynos chwycił mnie za rękę i gdzieś ciągnął. Po kilku minutach stanęliśmy przed największym sklepem zabawkowym w mieście. Spojrzałam się na niego pytająco.
-No co? Obiecałem ci coś jak byłaś pijana i mam zamiar dotrzymać słowa- uśmiechnął się i weszliśmy do środka. Na początku był sprzęt elektroniczny typu zabawkowe laptopy, konsole do gier itp. Carlos zaczął bawić się wszystkim jak mały dzieciak.
-Spróbuj!- podał mi konsole. Zaczęłam grać i tak się w to wciągnęłam że Carlos siłą musiał mnie zaciągnąć dalej. W następnym dziale były instrumenty. Carlos bawił się ukulele a ja fletem. Stworzyliśmy całkiem fajną melodię ^^ To niesamowite ale przy Penie całkowicie zapominam o świecie. Liczy się tylko on, ja i dobra zabawa. Dalej były lalki, potem auta, rowerki, hulajnogi, piłki, dział świąteczny, domki na drzewie aż w końcu doszliśmy do pluszaków. Od razu w oczy rzucił mi się śliczny pluszowy miś.
-Podoba ci się?- spytał Latynos
-Jest śliczny!- przytuliłam pluszaka- I taki mięciutki...
-Heheh.. to idziemy do kasy- chwycił mnie za rękę. Sprzedawca zdziwił się na nasz widok. Zachowywałam się jak małe dziecko a Carlos jak mój tata xD
-Tata! Kup mi jesce lizaka!- szturchnęłam go
-Dobrze córeczko. Jaki chcesz smak?
-Trustaftowy
- Proszę- podał mi lizaka
-Dzientuje- przytuliłam go i wyszliśmy ze sklepu. Zaczął padać śnieg i zrobiło mi się zimno. Z jednej strony wtuliłam się w Carlosa a z drugiej w misia.
-Nazwę go Robert, po wujku- stwierdziłam
-Jestem wujkiem a nie tatą?- zaśmiał się
-Wolisz być dziadkiem?
-Niech będzie wujek- westchnął
-Dziękuję- pocałowałam go w policzek
-Za co?- zdziwił się Latynos
-Za wspaniale spędzony dzień, poprawienie mi humoru no i za Roberta- wyjaśniłam
-Do usług. -weszliśmy do mojego domu po czym zrobiłam nam obojgu gorącej czekolady. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, śmialiśmy się, wygłupialiśmy, gdy nagle do kuchni weszła mama. Wyglądała jak wrak człowieka.
-Dzień dobry- przywitał się Carlos
-Dla kogo dobry dla tego dobry- mruknęła moja rodzicielka. Chwyciłam Carlosa za rękę aby dodać sobie odwagi i powiedziałam:
-Mamo... przepraszam. Zbyt gwałtownie zareagowałyśmy z Justą. Tak na prawdę cieszę się że jesteś szczęśliwa i chcę żebyś wróciła do taty Justine. On jest teraz w strasznym dołku... przepraszam za moje zachowanie- spuściłam głowę.
-Na prawdę córeczko? Tak się cieszę!- ożywiła się mama i mocno mnie przytuliła. Poszła się przebrać i zakomunikowała że jedzie do Justy. Ja i Carlos pojechaliśmy razem z nią. Ciekawa jestem jak ruda na to zareaguje...

JUSTINE:
Siedziałam sobie spokojnie, kiedy do mojego domu nagle wpadła Sophia i pobiegła jak strzała do nory ojca. Z racji, że nie wiedziałam co zrobi pobiegłam za nią.
-John! Wybaczam ci! - rzuciła się na mojego tatę i zaczęła ściskać i całować.
-Ile razy mam mówić, że jestem Jack!
-Sorka kotku, ale wiesz, że już całe życie będę tak do ciebie mówiła! - jeszcze mocniej się w niego w tuliła. Myślałam, że zaraz zwariuję i wszystkich pozabijam. Wpadłam do kuchni i zaczęłam rozwalać po kolei wszystkie talerze i szklanki.
-Córeczko, co ty robisz? - tata wpadł do kuchni jak strzała kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła.
-Jak to kurwa! Ty nie możesz z nią być! Nie nie nie!!! Nie zgadzam się! Mama zmarła ledwo 7 lat temu, a ty już  sobie znalazłeś inną! Widać jak ją kochałeś! - Pobiegłam do swojego pokoju. Za mną poleciała Nina. Zaczęła mnie pocieszać. Jeszcze tego brakowało, że ojciec za mną poszedł.
-Chcemy wam dziewczęta powiedzieć tylko jedno - zaczęła Sophia - zdecydowaliśmy, że wyjedziecie się uczyć do renomowanej szkoły z internatem. Wyjazd 2 stycznia - kiedy ja i Nina siedziałyśmy i patrzyłyśmy na nich jak wryte oni po prostu wyszli sobie na kawę.
-Tato! Ty się mnie tak pozbywasz z domu, żeby ona mogła się wprowadzić?! - zaczęłam krzyczeć na cały dom. Powstało niezłe zbiegowisko.
-Kochanie, nie mamy już miejsca. Rachel musi gdzieś mieszkać - spojrzał na siostrę Niny.  
-Kurwa, że co? Ona ma tu mieszkać a mnie wywalasz na jakieś zadupie?!- wściekła się blondynka
-Ninuś.. przecież zawsze chciałaś dostać się do szkoły z wysokim poziomem- spojrzała na nią Sophia
-Yhym.. widać jak mnie słuchasz... problem polega na tym że Carlosa tam nie będzie! A wyjazd jest za trzy dni! Cofam wszystko co powiedziałam! Nienawidzę cię!- dziewczyna wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Latynos stał chwilę w osłupieniu po czym zabrał pluszowego misia i pobiegł z Niną. Postanowiłam zrobić to samo i po chwili stałam już po środku parku. 
-Justa!- usłyszałam wołanie. Obróciłam się i wpadłam prosto na Kendalla. Jeszcze jego tu brakuje...

NINA:

-Hej! Czekaj! - dogonił mnie Latynos. 
-Czego chcesz?!- warknęłam na niego
-Zapomniałaś misia- odparł lekko przestraszony. Cała złość nagle mnie opuściła. Rozpłakałam się i wtuliłam mocno w Carlosa.
-Ćśś..- głaskał mnie po głowie
-Nie chcę się z tobą rozstawać. Nie wytrzymie tych kilku miesięcy bez ciebie- wyszlochałam.
-Spokojnie. Będzie dobrze.... zaraz.. co powiedziałaś?- zdziwił się i spojrzał mi w oczy
-Zależy mi na tobie. Nie chcę stracić przyjaciela- wyjaśniłam zgodnie z prawdą. A może nie do końca?
-Choć-Pena chwycił mnie za rękę i zapeowadził do mojego domu. Pomógł mi się spakować i po godzinie siedzieliśmy już w taksówce. Oby mój plan wypalił..


JUSTINE:
Nie zdążyłam zrobić uniku i Kendall wpadł prosto na mnie. Przewróciliśmy się i oboje leżeliśmy w śniegu.
-Złaś ze mnie idioto  - warknęłam i zwaliłam go z siebie.
-Justa.. chciałem ci tylko powiedzieć że ty....
-Nie słucham cię na razie, będziesz mówił jak ułożę sobie życie! - warknęłam i rozglądałam się nerwowo za Niną. - My nie możemy się tak łatwo poddać! - poddałam się i usiadłam na pobliskiej ławce.
-Nie musicie jechać do tej szkoły z internatem! Po prostu pojedźcie z nami do LA... Tam jakoś skończycie szkołę - spojrzał mi prosto w oczy.
-Nie... ale oni będą się czepiać! - z bezradności schowałam twarz w dłonie.
-Jesteście pełnoletnie! Czego mają się czepiać? - zapytał.
-No dobra... zgoda. - mruknęłam.  - Ale mam nadzieję, że nie będę musiała żyć z wami w jednym domu.
-Taki jeden problem... innej opcji nie ma - nie dałam odpowiedzi na jego stwierdzenie. Jakoś przeżyję, bo chyba lepiej mieszkać z Kendallem w jednym domu niż w internacie z jakimiś ludźmi, których kompletnie nie znam. Kiwnęłam tylko głową na znak, że się zgadzam i poszliśmy do mojego domu. Tata i Sophia zostawili tylko kartkę, że idą do teatru a Rachel jest u babci Niny. Wyjęłam walizki i spakowałam swoje rzeczy. Potem oglądałam telewizję i zasnęłam na kanapie...

Nina:


-Pasażerowie lotu do Los Angeles proszeni są o zajęcia miejsca w samolocie- usłyszałam głos. 
-Tu masz klucze od domu a tu nasz adres- Latynos podał mi metalowy przedmiot i małą karteczkę.
-Dlaczego ty nie lecisz?- spytałam z żalem w głosie.
-Mam tu kilka spraw do załatwienia a poza tym muszę powiedzieć o wszystkim chłpakom. Będę za parę dni- przytulił mnie. Miał już odejść ale chwyciłam go za rękę i przyciągnęłam do siebie. Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
-Teraz mogę iść- uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w kierunku odprawy samolotowej. Zapowiada mi się dłuuuga noc.

JUSTINE:
Jest dokładnie 1 stycznia, godzina 21:09.
-Justa... mam coś dla ciebie - powiedziała Nina siedząca koło mnie i podała mi ładnie zapakowane pudełko. W środku  Był śliczny, drewniany, zielony naszyjnik z wygrawerowanym zegarem, kolczyki ze sztucznych pawich piór i kujonki.  - Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli oboje z Kendallem.
-Dziękuję... przez to wszystko zapomniałam o swoich urodzinach - mruknęłam. Do Los Angeles samolotem dolecieliśmy szybko. Ciemną nocą lądowanie wyglądało niesamowicie! Kiedy już znaleźliśmy się przed budynkiem lotniska Kendall zgarnął jakąś taksówkę i pojechaliśmy pod ich dom. Nie specjalnie zwróciłam uwagę na to, jak wyglądał, bo jedynym moim marzeniem było położyć się w łóżku i zasnąć. Weszliśmy do środka. Kendall wskazał mi pokój, w którym miałam mieszkać. Nawet nie wzięłam prysznica, tylko położyłam się i zasnęłam...

...Obudziłam się o 10. Przeciągnęłam się na łóżku i poczułam woń śniadania z dołu. Zachęcona smakowitym zapachem wyciągnęłam z walizki UBRANIA i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i rozczesałam włosy. Pobiegłam na dół, gdzie Nina pomagała Kendallowi przygotować śniadanie. Ja rozłożyłam talerze i po krótkim czasie jedliśmy śniadanie.
-To.. jak to teraz będzie? - zapytała blondynka.
-Ale co konkretnie masz na myśli? - wtrącił James, który dopiero co wszedł do środka.
-Życie... moje i Justy. Zmiana szkoły i otoczenia... ja nie wiem, jak sobie poradzimy - mruknęła.
-Dacie jakoś radę. Powiedzcie mi tylko, do jakiej szkoły chciałybyście chodzić. Możecie tutaj wybrać  konkretną specjalizację - powiedział Kendall.
-Ja... mi chyba najbardziej pasuje muzyka. - spojrzałam na niego niepewnie. - Chciałabym na prawdę dobrze komponować i śpiewać, a w LA się chyba tego nauczę...
-Jeszcze dziś pójdę do takiej szkoły - przerwał mi blondyn - A ty, Nina?
-Ja chyba też muzyka... zawsze będzie nam raźniej w jednej szkole - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Załatwię wam tam miejsca - zadowolony wstał od stołu i zniknął gdzieś w głębi domu. Po skończonym śniadaniu mogłam spokojnie oglądnąć całą posiadłość, która imponowała swoimi rozmiarami. KUCHNIA bardzo mi się podobała. Te wielkie okna, zza którymi zaraz widniała prywatna plaża i ocean dodawała temu miejscu uroku. Poszłam troszkę dalej i znalazłam się w salonie. POKÓJ był bardzo przyjemnie urządzony (dop. aut. - nie patrzcie na widoki za oknem, tylko na wystrój! xd).  Poszłam dalej. Znalazłam się w KORYTARZU. Zaglądnęłam za pierwsze drzwi. Była tam ŁAZIENKA. Zamknęłam za sobą drzwi i poszłam na górę. Było tam dokładnie 8 pokoi. Jak domniemałam, każdy z własną łazienką. Pierwszy od prawej był mój. Nie zdążyłam mu się nawet przyglądnąć. BYŁ bardzo ładny. Do pokoi chłopaków nawet nie wchodziłam, wiedziałam, że pędzie tam panował okropny bałagan i nieporządek. Zobaczyłam tylko pokój Niny. Był śliczny. Potem zeszłam na dół, gdzie wszyscy oglądali telewizję...

Carlos:

Zostałem w mieście bo miałem kilka spraw do załatwienia. Po pierwsze, postanowiłem przeszukać dokładnie zosrawione przez Ninę rzeczy. Zabrałem kilka zdjęć, rysunków, piosenek i jej pamiętnik. Po drugie poszedłem do jubilera odebrać swoje zamówienie. A po trzecie obiecałem babci Niny że posprzątam dom i upieczę ciasteczka przed jej przyjazdem. Następnego dnia był Nowy Rok i lotnisko było zamknięte. Musiałem czekać jeszcze jeden dzień na samolot do Los Angeles.

***

 Hej kochani! Znów troszkę pracowałyśmy nad tym rozdziałem i mamy nadzieję, że nie będzie on nudny i nie wywoła bólów głowy... To w zasadzie tyle... Zachęcamy do komentowania!

Justine & Nina