sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 4


***
JUSTINE:
Wczorajszy dzień był jakimś koszmarem. Mój tata nie wynurzył się z nory, ciągle tam siedzi załamany pod kluczem... Sama nie wiem co mam robić. Czy na nowo wyswatać go z imamą Niny czy zostawić to tak jak było kiedyś?
-Heej... - do mojego pokoju po cichutku wszedł Kendall. Była szósta rano, a ja od wieczora nie mogłam zasnąć. - Tak sobie myślałem... nie chciałabyś pójść dzisiaj ze mną do kina? - zapytał.
-Jest szósta rano, nie spałam całą noc a ty się mnie o coś takiego pytasz? Wyjdź, i dopóki nie opuszczę swojego pokoju nikt nie ma prawa tutaj wejść! - rzuciłam w niego poduszką  a on szybko opuścił mój pokój. Może to i interesująca propozycja?
Leżałam tak jeszcze na łóżku z pół godziny i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W końcu przyszło mi jedno do głowy: Przecież wiem jak napisać kolejną piosenkę! Po 2 godzinach spędzonych na pisaniu nut i ułożeniu chwytów powstała piosenka California King Bed.
-Kendaaaaaaaaaaaaaaaaaaaall! Do nogi! - krzyknęłam tak, że pewnie obudziłam wszystkich. Blondyn zaraz stawił się w moim pokoju. - Napisałam piosenkę!
-To świetnie... zagraj - usiadł obok mnie na łóżku i zaczął słuchać. Kiedy skończyłam jak zwykle nastała chwila ciszy, kiedy to namyślał się co powiedzieć.
-ŚWIETNE! - spojrzał na mnie. Aż oczy mu się zaświeciły. - Jesteś megaa! Dobrze, że wysłaliśmy szefowi te skany nut... - nie dokończył bo pieprznęłam go poduszką w łeb.  - A to kino jest aktualne?
-Em ... taak - odparłam.
-To świetnie - ucieszył się - o 15 bądź gotowa - opuścił mój pokój w podskokach.Nie wiem co on widzi w tym takiego radosnego ...
NINA:
Mama strasznie się zmieniła od kąd zerwała z tatą Justy... czy to moja wina? Prawdopodobnie tak. Czy mam wyżuty sumienia? Ogromne.  Mam tego wszystkiego dość! Postanowiłam iść się przewietrzyć. Znalazłam się w parku, w uliczce którą nikt nie chodził bo znajdowała się przy "nawiedzonym" domu. Ja tam nigdy nie wierzyłam w te bajki. Byłam w połowie drogi gdy ktoś mnie zawołał. Odwróciłam się i ujrzałam Matta i jego bandę. Większość szkoły się ich bała, nawet dyrektor, gdyby nie ten fakt już dawno wywalił by ich ze szkoły.
-Tak?- przęłknęłam ślinę
-Doszły nas słuchy że popadasz w depresję- uśmiechnął się podejrzanie Matt
-I co z tego?- mruknęłam
-Mamy dla ciebie propozycję nie do odrzucenia- zaśmiał się jeden z tych typków
-Jaką?- spytałam
-Dostaniesz trochę prochów na poprawę chumoru ale w zamian za to będziesz winna Mattowi przysłógę - odpowiedział mi jakiś napakowany koleś. Zapadła cisza. Wszyscy czekali na moją odpowiedź. Normalnie bym się nie zgodziła ale w tym momencie zrobię wszystko aby zapomnieć o kłopotach.
-Niech będzie- westchnęłam
-Grzeczna dziewczynka- szepnął mi na ucho Matt. Wyciągnął z kieszeni mały woreczek z białym proszkiem i mi go podał.
-Tylko nie przedawkuj za pierwszym razem- pocałował mnie w policzek i odeszli. Co ja najlepszego zrobiłam?! Jestem skończona! Zaczęłam płakać i ruszyłam w dalszą drogę. Drżącą ręką wyjęłam z kieszeni prochy. Wysypałam trochę na rękę i już miałam je zażyć gdy zauważyłam Carlosa idącego w moją stronę. Schowałam szybko proszki i wytarłam łzy.
-Hej, co jest?- zmartwił się na mój widok
-Nic... - skłamałam
-Przecież ślepy nie jestem- westchnął. Zapanowała cisza -Chodź ze mną- Latynos chwycił mnie za rękę i gdzieś ciągnął. Po kilku minutach stanęliśmy przed największym sklepem zabawkowym w mieście. Spojrzałam się na niego pytająco.
-No co? Obiecałem ci coś jak byłaś pijana i mam zamiar dotrzymać słowa- uśmiechnął się i weszliśmy do środka. Na początku był sprzęt elektroniczny typu zabawkowe laptopy, konsole do gier itp. Carlos zaczął bawić się wszystkim jak mały dzieciak.
-Spróbuj!- podał mi konsole. Zaczęłam grać i tak się w to wciągnęłam że Carlos siłą musiał mnie zaciągnąć dalej. W następnym dziale były instrumenty. Carlos bawił się ukulele a ja fletem. Stworzyliśmy całkiem fajną melodię ^^ To niesamowite ale przy Penie całkowicie zapominam o świecie. Liczy się tylko on, ja i dobra zabawa. Dalej były lalki, potem auta, rowerki, hulajnogi, piłki, dział świąteczny, domki na drzewie aż w końcu doszliśmy do pluszaków. Od razu w oczy rzucił mi się śliczny pluszowy miś.
-Podoba ci się?- spytał Latynos
-Jest śliczny!- przytuliłam pluszaka- I taki mięciutki...
-Heheh.. to idziemy do kasy- chwycił mnie za rękę. Sprzedawca zdziwił się na nasz widok. Zachowywałam się jak małe dziecko a Carlos jak mój tata xD
-Tata! Kup mi jesce lizaka!- szturchnęłam go
-Dobrze córeczko. Jaki chcesz smak?
-Trustaftowy
- Proszę- podał mi lizaka
-Dzientuje- przytuliłam go i wyszliśmy ze sklepu. Zaczął padać śnieg i zrobiło mi się zimno. Z jednej strony wtuliłam się w Carlosa a z drugiej w misia.
-Nazwę go Robert, po wujku- stwierdziłam
-Jestem wujkiem a nie tatą?- zaśmiał się
-Wolisz być dziadkiem?
-Niech będzie wujek- westchnął
-Dziękuję- pocałowałam go w policzek
-Za co?- zdziwił się Latynos
-Za wspaniale spędzony dzień, poprawienie mi humoru no i za Roberta- wyjaśniłam
-Do usług. -weszliśmy do mojego domu po czym zrobiłam nam obojgu gorącej czekolady. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym, śmialiśmy się, wygłupialiśmy, gdy nagle do kuchni weszła mama. Wyglądała jak wrak człowieka.
-Dzień dobry- przywitał się Carlos
-Dla kogo dobry dla tego dobry- mruknęła moja rodzicielka. Chwyciłam Carlosa za rękę aby dodać sobie odwagi i powiedziałam:
-Mamo... przepraszam. Zbyt gwałtownie zareagowałyśmy z Justą. Tak na prawdę cieszę się że jesteś szczęśliwa i chcę żebyś wróciła do taty Justine. On jest teraz w strasznym dołku... przepraszam za moje zachowanie- spuściłam głowę.
-Na prawdę córeczko? Tak się cieszę!- ożywiła się mama i mocno mnie przytuliła. Poszła się przebrać i zakomunikowała że jedzie do Justy. Ja i Carlos pojechaliśmy razem z nią. Ciekawa jestem jak ruda na to zareaguje...

JUSTINE:
Siedziałam sobie spokojnie, kiedy do mojego domu nagle wpadła Sophia i pobiegła jak strzała do nory ojca. Z racji, że nie wiedziałam co zrobi pobiegłam za nią.
-John! Wybaczam ci! - rzuciła się na mojego tatę i zaczęła ściskać i całować.
-Ile razy mam mówić, że jestem Jack!
-Sorka kotku, ale wiesz, że już całe życie będę tak do ciebie mówiła! - jeszcze mocniej się w niego w tuliła. Myślałam, że zaraz zwariuję i wszystkich pozabijam. Wpadłam do kuchni i zaczęłam rozwalać po kolei wszystkie talerze i szklanki.
-Córeczko, co ty robisz? - tata wpadł do kuchni jak strzała kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła.
-Jak to kurwa! Ty nie możesz z nią być! Nie nie nie!!! Nie zgadzam się! Mama zmarła ledwo 7 lat temu, a ty już  sobie znalazłeś inną! Widać jak ją kochałeś! - Pobiegłam do swojego pokoju. Za mną poleciała Nina. Zaczęła mnie pocieszać. Jeszcze tego brakowało, że ojciec za mną poszedł.
-Chcemy wam dziewczęta powiedzieć tylko jedno - zaczęła Sophia - zdecydowaliśmy, że wyjedziecie się uczyć do renomowanej szkoły z internatem. Wyjazd 2 stycznia - kiedy ja i Nina siedziałyśmy i patrzyłyśmy na nich jak wryte oni po prostu wyszli sobie na kawę.
-Tato! Ty się mnie tak pozbywasz z domu, żeby ona mogła się wprowadzić?! - zaczęłam krzyczeć na cały dom. Powstało niezłe zbiegowisko.
-Kochanie, nie mamy już miejsca. Rachel musi gdzieś mieszkać - spojrzał na siostrę Niny.  
-Kurwa, że co? Ona ma tu mieszkać a mnie wywalasz na jakieś zadupie?!- wściekła się blondynka
-Ninuś.. przecież zawsze chciałaś dostać się do szkoły z wysokim poziomem- spojrzała na nią Sophia
-Yhym.. widać jak mnie słuchasz... problem polega na tym że Carlosa tam nie będzie! A wyjazd jest za trzy dni! Cofam wszystko co powiedziałam! Nienawidzę cię!- dziewczyna wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Latynos stał chwilę w osłupieniu po czym zabrał pluszowego misia i pobiegł z Niną. Postanowiłam zrobić to samo i po chwili stałam już po środku parku. 
-Justa!- usłyszałam wołanie. Obróciłam się i wpadłam prosto na Kendalla. Jeszcze jego tu brakuje...

NINA:

-Hej! Czekaj! - dogonił mnie Latynos. 
-Czego chcesz?!- warknęłam na niego
-Zapomniałaś misia- odparł lekko przestraszony. Cała złość nagle mnie opuściła. Rozpłakałam się i wtuliłam mocno w Carlosa.
-Ćśś..- głaskał mnie po głowie
-Nie chcę się z tobą rozstawać. Nie wytrzymie tych kilku miesięcy bez ciebie- wyszlochałam.
-Spokojnie. Będzie dobrze.... zaraz.. co powiedziałaś?- zdziwił się i spojrzał mi w oczy
-Zależy mi na tobie. Nie chcę stracić przyjaciela- wyjaśniłam zgodnie z prawdą. A może nie do końca?
-Choć-Pena chwycił mnie za rękę i zapeowadził do mojego domu. Pomógł mi się spakować i po godzinie siedzieliśmy już w taksówce. Oby mój plan wypalił..


JUSTINE:
Nie zdążyłam zrobić uniku i Kendall wpadł prosto na mnie. Przewróciliśmy się i oboje leżeliśmy w śniegu.
-Złaś ze mnie idioto  - warknęłam i zwaliłam go z siebie.
-Justa.. chciałem ci tylko powiedzieć że ty....
-Nie słucham cię na razie, będziesz mówił jak ułożę sobie życie! - warknęłam i rozglądałam się nerwowo za Niną. - My nie możemy się tak łatwo poddać! - poddałam się i usiadłam na pobliskiej ławce.
-Nie musicie jechać do tej szkoły z internatem! Po prostu pojedźcie z nami do LA... Tam jakoś skończycie szkołę - spojrzał mi prosto w oczy.
-Nie... ale oni będą się czepiać! - z bezradności schowałam twarz w dłonie.
-Jesteście pełnoletnie! Czego mają się czepiać? - zapytał.
-No dobra... zgoda. - mruknęłam.  - Ale mam nadzieję, że nie będę musiała żyć z wami w jednym domu.
-Taki jeden problem... innej opcji nie ma - nie dałam odpowiedzi na jego stwierdzenie. Jakoś przeżyję, bo chyba lepiej mieszkać z Kendallem w jednym domu niż w internacie z jakimiś ludźmi, których kompletnie nie znam. Kiwnęłam tylko głową na znak, że się zgadzam i poszliśmy do mojego domu. Tata i Sophia zostawili tylko kartkę, że idą do teatru a Rachel jest u babci Niny. Wyjęłam walizki i spakowałam swoje rzeczy. Potem oglądałam telewizję i zasnęłam na kanapie...

Nina:


-Pasażerowie lotu do Los Angeles proszeni są o zajęcia miejsca w samolocie- usłyszałam głos. 
-Tu masz klucze od domu a tu nasz adres- Latynos podał mi metalowy przedmiot i małą karteczkę.
-Dlaczego ty nie lecisz?- spytałam z żalem w głosie.
-Mam tu kilka spraw do załatwienia a poza tym muszę powiedzieć o wszystkim chłpakom. Będę za parę dni- przytulił mnie. Miał już odejść ale chwyciłam go za rękę i przyciągnęłam do siebie. Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
-Teraz mogę iść- uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w kierunku odprawy samolotowej. Zapowiada mi się dłuuuga noc.

JUSTINE:
Jest dokładnie 1 stycznia, godzina 21:09.
-Justa... mam coś dla ciebie - powiedziała Nina siedząca koło mnie i podała mi ładnie zapakowane pudełko. W środku  Był śliczny, drewniany, zielony naszyjnik z wygrawerowanym zegarem, kolczyki ze sztucznych pawich piór i kujonki.  - Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli oboje z Kendallem.
-Dziękuję... przez to wszystko zapomniałam o swoich urodzinach - mruknęłam. Do Los Angeles samolotem dolecieliśmy szybko. Ciemną nocą lądowanie wyglądało niesamowicie! Kiedy już znaleźliśmy się przed budynkiem lotniska Kendall zgarnął jakąś taksówkę i pojechaliśmy pod ich dom. Nie specjalnie zwróciłam uwagę na to, jak wyglądał, bo jedynym moim marzeniem było położyć się w łóżku i zasnąć. Weszliśmy do środka. Kendall wskazał mi pokój, w którym miałam mieszkać. Nawet nie wzięłam prysznica, tylko położyłam się i zasnęłam...

...Obudziłam się o 10. Przeciągnęłam się na łóżku i poczułam woń śniadania z dołu. Zachęcona smakowitym zapachem wyciągnęłam z walizki UBRANIA i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i rozczesałam włosy. Pobiegłam na dół, gdzie Nina pomagała Kendallowi przygotować śniadanie. Ja rozłożyłam talerze i po krótkim czasie jedliśmy śniadanie.
-To.. jak to teraz będzie? - zapytała blondynka.
-Ale co konkretnie masz na myśli? - wtrącił James, który dopiero co wszedł do środka.
-Życie... moje i Justy. Zmiana szkoły i otoczenia... ja nie wiem, jak sobie poradzimy - mruknęła.
-Dacie jakoś radę. Powiedzcie mi tylko, do jakiej szkoły chciałybyście chodzić. Możecie tutaj wybrać  konkretną specjalizację - powiedział Kendall.
-Ja... mi chyba najbardziej pasuje muzyka. - spojrzałam na niego niepewnie. - Chciałabym na prawdę dobrze komponować i śpiewać, a w LA się chyba tego nauczę...
-Jeszcze dziś pójdę do takiej szkoły - przerwał mi blondyn - A ty, Nina?
-Ja chyba też muzyka... zawsze będzie nam raźniej w jednej szkole - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Załatwię wam tam miejsca - zadowolony wstał od stołu i zniknął gdzieś w głębi domu. Po skończonym śniadaniu mogłam spokojnie oglądnąć całą posiadłość, która imponowała swoimi rozmiarami. KUCHNIA bardzo mi się podobała. Te wielkie okna, zza którymi zaraz widniała prywatna plaża i ocean dodawała temu miejscu uroku. Poszłam troszkę dalej i znalazłam się w salonie. POKÓJ był bardzo przyjemnie urządzony (dop. aut. - nie patrzcie na widoki za oknem, tylko na wystrój! xd).  Poszłam dalej. Znalazłam się w KORYTARZU. Zaglądnęłam za pierwsze drzwi. Była tam ŁAZIENKA. Zamknęłam za sobą drzwi i poszłam na górę. Było tam dokładnie 8 pokoi. Jak domniemałam, każdy z własną łazienką. Pierwszy od prawej był mój. Nie zdążyłam mu się nawet przyglądnąć. BYŁ bardzo ładny. Do pokoi chłopaków nawet nie wchodziłam, wiedziałam, że pędzie tam panował okropny bałagan i nieporządek. Zobaczyłam tylko pokój Niny. Był śliczny. Potem zeszłam na dół, gdzie wszyscy oglądali telewizję...

Carlos:

Zostałem w mieście bo miałem kilka spraw do załatwienia. Po pierwsze, postanowiłem przeszukać dokładnie zosrawione przez Ninę rzeczy. Zabrałem kilka zdjęć, rysunków, piosenek i jej pamiętnik. Po drugie poszedłem do jubilera odebrać swoje zamówienie. A po trzecie obiecałem babci Niny że posprzątam dom i upieczę ciasteczka przed jej przyjazdem. Następnego dnia był Nowy Rok i lotnisko było zamknięte. Musiałem czekać jeszcze jeden dzień na samolot do Los Angeles.

***

 Hej kochani! Znów troszkę pracowałyśmy nad tym rozdziałem i mamy nadzieję, że nie będzie on nudny i nie wywoła bólów głowy... To w zasadzie tyle... Zachęcamy do komentowania!

Justine & Nina

środa, 23 października 2013

Rozdział 3

*Nina*
*2 miesiące później*
Grudzień. Śnieg powoli leci z nieba przykrywając wszystko białą puchatą kouderką. Za dwa tygodnie wszyscy zasiądą w rodzinnym domu przy świątecznej kolacji. Boże Narodzenie- jedyne święto w roku, którego nienawidzę. Te wszystkie bałwanki, mikołaje, renifery, ta magiczna atmosfera, uśmiechy na twarzach dzieci, ozdabianie choinki.... mnie to nie kręci. Cały grudzień to dla mnie męczarnie.
-Hej! Nina!- usłyszałam wołanie. Szłam właśnie do Justine. Ruda uparła się, że w tym roku pomoże mi polubić Boże Narodzenie. Odwróciłam się na pięcie. Carlos biegł w moją stronę. Gdy już prawie do mnie dotarł poślizgnął się na zlodowaciałym chodniku, wleciał na mnie i oboje się wywróciliśmy.
-Ty niezdaro!- zmroziłam go wzrokiem lecz po chwili oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem. Latynos otrzepał się ze śniegu i pomógł mi wstać.
-Gdzie idziesz?- spytał
-Do Justy-skrzywiłam się na samą myśl tego co mnie tam czeka- A ty gdzie byłeś o tej porze?
-Na zakupach. Byłem kupić wszystkim prezenty póki jeszcze nie ma kolejek w sklepach- zarumienił się
-Następny -,- Nie rozumiem co wy widzicie w tych całych świętach!
-Nie obchodzisz Bożego Narodzenia?- zdziwił się
-Nie- mruknęłam i poszłam dalej
-Czekaj!- Latynos mnie dogonił- Muszę ci coś powiedzieć... ja już nie dam rady tego dłużej ukrywać- zaczął patrząc mi w oczy
-O co ci chodzi?- zdziwiłam się.
-Ja...- przerwał mu dźwięk telefonu. Wkurzył się ale odebrał. Z tonu jego głosu wywnioskowałam że dzwoni Kendall. W ciągu tych dwóch miesięcy zdążyłam poznać ich na tyle że wiem jak kto do kogo się odzywa. Gdy skończył rozmawiać spytałam:
-Co chciałeś mi powiedzieć? 
-Już nic... idziemy?- wiedziałam że kłamie. Zabolało trochę bo nigdy tego nie robił. Carlos nigdy nie skłamał a teraz nagle robi to tak po prostu, bez rzadnego powodu. Nie chciałam go wkurzyć więc nie zadawałam więcej pytań. Ruszyliśmy w stronę domu Justy. Otworzył nam najmłodszy z jej braci krzycząc jednocześnie "Rudzielcu masz gości!". Weszliśmy do środka. Zdjęłam kurtkę i buty i udałam się do salonu. Po chwili dołączył do mnie Latynos.
-Ninuuuś!- rzuciła się na mnie Justa. Nie zdążyłam zareagować i wylądowałyśmy na podłodze.
-Świetnie! Drugi raz w ciągu jednej godziny ktoś mnie wywala- mruknęłam patrząc złowrogo na Penę.
-To był wypadek!- bronił się
-Kto miał wypadek? -w salonie pojawił się również Kendall, który gdy tylko nas zobaczył wybuchł śmiechem.
-A więc Ninuś, pomożesz mi dzisiaj udekorować dom na święta- wyszczerzyła się Justa wstając z podłogi
-Nieeeeee!!!- krzyknęłam i zakryłam się poduszką
-Taaak! Idziemy na strych po ozdoby!- rozkazała Justa a ja za nią poczłapałam. Chłopacy nam pomogli i po kilkudziesięciu minutach 6 kartonów z ozdobami stało w salonie. 
-A więc! Kendall i Carlos ozdobią dom na zewnątrz a my w środku- zdecydowała ruda
-Ale ja nie mam rękawiczek i mi ręce zmarzną!- jęknął blondyn
-To masz pecha!- odpyskowała mu Justa. I tak oto wszyscy wzięli się do pracy. Justa nawet swoich braci w to wkręciła. Przyznam że nawet świetnie się bawiłam jednak nadal nie lubię świąt. Zawieszałam akurat jemiołę nad drzwiami gdy ktoś wszedł do domu i spadłam z drabiny. Wylądowałam prosto w objęciach Carlosa. Wydawało mi się że chłopak się zarumienił jednak mogło ty być od mrozu. Latynos delikatnie postawił mnie na ziemi.
-Ekhem- odchrząknęła Justa i razem z Kendallem wskazali na wiszącą nad nami jemiołę
-Musicie się pocałować!- zanuciła ruda
-Co?!- przeraziłam się. Carlos jest bardzo fajny i go lubię ale nie wiem czy coś z tego wyjdzie...
-Kisss!!- popędzał nas Kendall. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć poczułam ciepłe usta Carlosa na swoich. Przyznam że chłopak bardzo dobrze całuje. Nogi zrobiły mi się jak z waty i serce zaczęło mi mocniej bić. Oderwałam się od niego a Justa z Kendziem zaczęli nam bić brawo. 
-To nic nie znaczy!- warknęłam i szybko udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Policzki płonęły mi od rumieńca. A może jednak Carlos to ktoś więcej niż tylko przyjaciel? Opłukałam twarz zimną wodą i wróciłam do przyjaciół. Siedzieli na kanapie w salonie i pili gorącą czekoladę. Beze mnie.
-Gińcie ŚMIERCIOŻERCY!!! ROZGNIEWALIŚCIE CZEKOLADOHOLIKA!- krzyknęłam wskazując na nich palcem
-Czekolady?- Latynos podał mi kubek z przestraszoną miną
-Dziękuję. Ciebie nie zabije- uśmiechnęłam się delikatnie i upiłam łyk gorącej cieczy- Ale was kara nie ominie!- spojrzałam gniewnie na Justę i Kendalla tarzających się ze śmiechu. Z racji tego że zimą szybciej robi się ciemno musiałam już iść do domu. Pożegnałam się z Justą, Kendem, jednak przy Carlosie się zawahałam. Latynos widząc moje zakłopotanie stwierdził, że mnie odprowadzi. Wyszliśmy więc razem. W połowie drogi nie wytrzymałam. Przystanęłam i zaczęłam mówić:
-Między nami wszystko po staremu? Muszę wiedzieć bo nie daje mi to spokoju..
-Jasne. Zapomnijmy o tym- mruknął Latynos i poszedł dalej. Dogoniłam go i resztę drogi szliśmy w ciszy.
-No to do zobaczenia- westchnęłam gdy znaleźliśmy się pod moim domem.
-Tak, pa. I przepraszam za moje zachowanie, nie powinienem..- zaczął
-Było minęło. Dobranoc- odeszłam lecz Carlos chwycił mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował. Znów to samo uczucie. Miałam już wielu chłopaków ale jeśli cbodzi o całowanie to Pena jest bezkonkurencyjny.
-Chciałem ci to powiedzieć wcześniej ale byłem zbyt nieśmiały... podobasz mi się Ninuś i to baardzoo- spojrzał mi w oczy. Kompletnie mnie zamórowało. Nie wiedziałam co powiedzieć. 
-Noo... jaa.. too... -zacięłam się
-Rozumiem, nic do mnie nie czujesz... szkoda. Dobranoc- dał mi buziaka w policzek i odszedł ze smutną miną. Miałam ogromna ochotę za nim pobiec i rzucić mu się na szyję jednak zamiast tego odwróciłam się i weszłam do domu. Tej nocy nie mogłam spać. Ciągle myślałam o tym co zdarzyło się dzisiaj między mną i Carlosem. Jak ja mu spojrzę w oczy? Chłopak mnie znienawidzi a ja... zależy mi na nim...


JUSTINE:
Kiedy Nina i Carlos już poszli, zostało mi tylko przyozdobić choinkę. Wyciągnęłam z ostatniego pudła gwiazdę, która miała tyle lat co ja... rodzice kupili ją, kiedy miałam się urodzić, czyli 24 grudnia, ale wyszło, że urodziłam się 1 stycznia parę minut po północy...
-Widzę, że chcesz założyć gwiazdę - nie wiadomo skąd pojawił się za mną Kendall. - Pomogę ci. - podsadził mnie i jakoś założyłam tę gwiazdę.
-Wróciłem! - do domu wparował mój ojciec. Nie mam mu za złe, że długo pracuje, bo gdyby nie to, nie mieszkalibyśmy w takich warunkach jak teraz. Jedynym moim problemem jest to, że muszę się zajmować braćmi.
-To super.. - mruknęłam i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizor na jakimś kanale. Wszędzie świątecznie reklamy, jakieś choinki i pełna szczęśliwa rodzina. Właśnie pełna...
-Sorka, że pytam... ale co się stało z twoją mamą? - obok usiadł Kendall i zabrał do picia MOJĄ czekoladę... nie specjalnie się tym przejęłam, ale cóż...
-Moja mama... - nie zdążyłam powiedzieć, bo się rozpłakałam na dobre.
-Przepraszam... nie wiedziałem, że tak zareagujesz - Kendall zaczął mnie pocieszać.
-Nie szkodzi - otarłam ostatnią łzę - moja mama zmarła tuż po tym, jak urodziła Spencera... Była niesamowita. Lekarze powiedzieli, żeby usunęła ciążę, albo inaczej umrze, ale ona się nie dała i go urodziła. Czasem jestem zła na tego małego gagatka, że to przez niego mama umarła... ale to przemija.
-Współczuję ci... - szepnął blondyn i mnie do siebie przytulił. Dawno nie miałam chłopaka, nie miałam się komu wyżalić, nie miałam nikogo, oprócz Niny...
-Wy tu gadu gadu, a w kuchni kolacja się pali! - do środka wbiegł Martin i zaczął się wydzierać. Te głupki nawet nie wiedzą, że jak jest PARA, to znaczy że makaron się gotuje -,- Czasem mam ochotę ich zabić.
Zjedliśmy kolację rozmawiając o wszystkim i o niczym. Potem zrobiliśmy sobie seans filmowy, ale z racji na mojego najmłodszego brata, postawiliśmy na epokę lodowcową i Garfielda. Ten chłopak mnie przeraża! Po skończonym oglądaniu rozeszliśmy się do swoich pokoi.
-Em... - do mojego pokoju zaglądnął Kendall. Miał pecha, że chciałam iść do łazienki i byłam w samej bieliźnie - Sorka.. . - szybko schował głowę i zatrzasnął drzwi. Kiedy szybko się wymyłam, zobaczyłam jak przypadkiem podgląda mnie, czy już śpię. Byłam ciekawa co zrobi, więc przymknęłam oczy i obserwowałam jego ruchy. Było dużo po 23, ale on dalej nie spał. Wiedział dobrze, że moi bracia są zbyt czujni, i wystarczy jeden maleńki błąd i cały jego plan runie jak domek z kart.
Blondyn zbliżał się cichuteńko do mojego biurka. Sięgnął na najwyższą półkę i z mojego arcysekretnego pudełka, o którym wiem tylko ja, Nina i on, wyciągnął kluczyk do jednej z szuflad, gdzie trzymam nuty do moich własnych piosenek. Otworzył ją. Przeglądnął kilka moich utworów, zabrał część z nich, po czym zamknął szufladę, odłożył kluczyk i cichutko wyszedł z powrotem. Skoro jutro jest sobota, to zadzwonię po Ninę i sprawdzę po co mu te nuty....

Wstałam o 9,  ubrałam się szybko i pobiegłam na dół. Moi bracia jak zwykle kłócili się o porcję płatków, która została. Ja szybko zgarnęłam jakiegoś pomidora, bułkę i szklankę soku. To było całe moje śniadanie, które zjadłam w ekspresowym tempie.
-Gdzie Kendall? - spojrzałam pytająco na 3 idiotów, którzy patrzyli się na mnie wzrokiem, który mówił, że nie wiedzą co mi powiedzieć.
-No ten... poszedł na siłownię/do parku/na basen - powiedzieli jednocześnie.
-Jak nie powiecie prawdy, będziecie za karę szorować kibel szczoteczkami do zębów! I to waszymi! - teraz się serio wkurzyłam, a oni wiedzieli, kto ma władzę w domu, i że nie naskarżą na mnie tacie.
-Poszedł do kawiarni Coloured Heaven - Mruknął Martin.
-Dziękuję - puściłam mu złowrogie spojrzenie. Spakowałam szybko torebkę, ubrałam się i poszłam w stronę tej kawiarni. Po drodze zadzwoniłam do Niny. Dołączyła po drodze. Opowiedziałam jej całą historię od początku do końca. Przyznała, że z jej tajnej szuflady też zniknęły nuty, i podejrzewa o to Carlosa.

Kiedy doszłyśmy do kawiarni, ujrzałyśmy Kendalla siedzącego w rogu z jakąś kobietą. Nie widziałam jej twarzy, ale była pewnie e jego wieku. Miała blond włosy, i była niższa od niego z 15 cm. 
-A to ciota... - mruknęłam pod nosem, kiedy ich zobaczyłam.
-Justa jest zazdrosna... - zanuciła Nina.
-Ćśś... oni nie mogą nas zauważyć - mruknęłam i poszłyśmy w stronę jakiegoś miejsca, gdzie nie zauważyliby nas, a jednocześnie mogłybyśmy podsłuchać ich rozmowy.
-Kurde, nic nie słychać - szepnęła Nina.
-Wiem! Kiedyś zamontowałam Kendallowi podsłuch w kurtce... Chciałam wiedzieć, o czym gada z Carlosem, bo wydawał mi się podejrzany. Wyciągnęłam z kieszeni mojego iPhone'a i uruchomiłam aplikację. Za chwilę mogłyśmy posłuchać, co mówi Kendall.
"Te ich piosenki są genialne! Nie możemy tego tak zostawić! One jadą z nami do LA i koniec!" - wtedy odpowiedział mu męski głos - "Wygrałeś... powiemy im to na wigilii, słyszałem, że tata Justy zaprasza mamę Niny... jakoś się wkręcimy. To będzie taki prezent". W tej chwili już nie wytrzymałam. Schowałam telefon i podeszłam do stolika chłopaków. Zdarłam Carlosowi kobiecą perukę (wywnioskowałam że to on z nagrania) i czekałam na wyjaśnienia.
-Niespo...dzianka? - spojrzeli na nas jak idioci. Nie wiedzieli co powiedzieć.
-Oddawać nasze nuty i więcej się nie wtrącać, albo umrzecie! - warknęłam.
-Za późno... są już u naszego szefa i on je analizuje - szepnął Kendall. Bez wahania wzięłam jego butelkę wody i wylałam mu ją na głowę.
-Więcej nie pokazuj się w moim domu - warknęłam i wyciągnęłam Ninę ze środka. Poszłyśmy do mnie, gdzie zamknęłam drzwi w taki sposób, że Kendall nie mógł się dostać. Będzie musiał przenocować u Carlosa...

-Co zamierzasz z nimi zrobić? - Zapytała Nina kiedy usiadłyśmy w moim pokoju.
-Skopać im tyłki - odparłam i usiadłam obok niej na łóżku.
-Jakieś propozycje? - po jej słowach nastąpiła głucha cisza, w której myślałyśmy, jak się nad nimi zemścić.
-Ja mam dla was ciekawą propozycję - do środka wszedł Spencer.
-No cóż... z reguły nie lubię ci płacić, ale dzisiaj posłucham co masz do zaproponowania - odparłam i wyłożyłam się wygodnie.
-No więc... oni mają wasze nuty, tak? Skoro oni udostępniają publicznie wasze prace, czy cokolwiek innego, to wy zróbcie im jakieś dziwne i nietypowe fotki, i zagroźcie, że dacie je do netu,
chyba że odkręcą to z nutami - odparł mój brat.
-Ile nas to będzie kosztować? - zapytała Nina
-Albo 10$, albo kolacja z Martinem... oczywiście mowa o Ninie, a nie o tobie, rudzielcu - posłał mi wnerwiające spojrzenie.
-Em... nie? - Nina była zdegustowana jego propozycją
-No to podniesiemy cenę do 20$...
-Niech będzie! - moja przyjaciółka wstała - ale jeżeli nie będę musiała go całować i przytulać - dodała. - Poświęcę się dla dobra tej sprawy.
-Dzięki! Wynagrodzę ci to - przytuliłam ją mocno.
-Pierwsze fotki będę dziś wieczorem - Spencer opuścił mój pokój i poszedł do Martina obgadać całą sprawę.

*wieczór*
-Rudzielcu! Mam zdjęcia! - do mojego pokoju wpadli moi bracia i rzucili się na łóżko.
-Dawaj - już chciałam mu wyrwać kopertę, kiedy on ją odsunął do tyłu.
-Najpierw Nina podpisze umowę, że pójdzie z Martinem na randkę - zrobił cwaną minę.
-Dawaj - westchnęła blondynka i podpisała papier.
-Na to liczyłem - młody usiadł dumnie na krześle i wyciągnął zdjęcia. - Mam kilka kompromitujących fotek z jego telefonu. Gość sam je sobie cykał - pokazał mi kilka wydrukowanych zdjęć.




-Hahahaha, jaki sweterek! - zaczęłyśmy się śmiać z Niną. - Gościu, umarłeś, jak to się znajdzie w necie xd
 -Macie coś z Carlosem? - zapytała Nina
-No jasne - odparli młodzi i pokazali nam następną porcję zdjęć.









-Dzięki chłopaki - zabrałam im zdjęcia i wyrzuciłam z pokoju. Było dobrze po 21, kiedy przypomniałam sobie o chłopakach xd Wypuściłam Ninę do domu i  przy okazji wpuściłam ich do środka.
-Nic wam nie jest? - zapytałam.
-Oprócz tego, że nie czujemy nóg i rąk, to nic ...  - odparł Kendall. Zabrałam ich do swojego pokoju, gdzie dałam im porządną dawkę leków, koce, kołdry itd... nieźle ich zmroziłam. Może to nie było troszkę fair, że zabrałam Kendallowi klucze.
-Nie wpadliście na to, żeby pójść do Carlosa? - spojrzałam na nich badawczo. Oni spojrzeli na siebie i strzelili oboje facepalma. Zrobiłam im ciepłą herbatę dałam coś na ząb. Zdecydowaliśmy, że Carlos w takim stanie nie będzie się włóczył po mieście, tylko zostanie u mnie, poza tym przyda mu się opieka, a babcia Niny wyjechała. Rozłożyłam Carlosowi łóżko w pokoju Kendalla,a potem sama udałam się na spoczynek....

Nina:

Wróciłam jakoś do domu i od razu położyłam się spać. Rano obudziła mnie siostra. Poszłam w piżamie do kuchni i usłyszałam jak mama rozmawia z kimś przez telefon. Po chwili weszła do kuchni i zakomunikowała:
-Tata Justine zaprasza nas na Wigilię. Co wy na to?
-Taak!!!- ucieszyła się mała
-Niee- mruknęłam
-Ninuś... ja wiem że od czasu zaginięcia taty nie lubisz Bożego Narodzenia ale proszę cię, zrób to ten jeden raz, chodź tam z nami- błagała mnie rodzicielka
-Zgoda...zrobię to dla ciebie- mruknęłam. Wypiłam kakao i wróciłam do swojego pokoju. Zgodnie z umową Spencera za godzinę mam randkę z Martinem -,- Czego to się nie robi dla przyjaciół... Ubrałam ciepłą bluzę z kapturem, jeansy, zabrałam telefon i zeszłam na dół. Specjalnie się nie malowałam, nie czesałam ani nie stroiłam na tą "randkę". Wyszłam z domu i udałam się w stronę kina. Tam czekał na mnie Martin. Z mega wyszczerzem na twarzy podał mi bilet. Jakaś świąteczna komedia romantyczna. Na super! Po prostu lepiej być nie mogło -,- Uciedliśmy w sali kinowej. Chłopak podał mi popcorn i cole . Rozpoczął się film. Przez cały czas trzymał rękę na moim ramieniu chcąc mnie do siebie przyciągnąć. Tak jak przewidywałam rozpłakałam się. Za dużo przykrych wspomnień. Na szczęście Martin był tak wpatrzony w ekran że tego nie zauważył. Przed końcem filmu zdążyłam się ogarnąć. Na koniec "randki" Martin zaprosił mnie do siebie. Zgodnie z kontraktem przez całą drogę musieliśmy się trzymać za ręce -,- Gdy weszliśmy do domu Martin niespodziewanie mnie pocałował. Od razu się odsunęłam i dałam mu z liścia. 
-Co to ma być?!- wściekłam się
-Hej- usłyszałam za sobą głos Carlosa
-Hej, gdzie Justa?- warknęłam
-Chyba u siebie w pokoju-odparł i już mnie nie było.
-Ruda! Twój brat jest obrzybliwy!- wparowałam do jej pokoju
-Wiem- odparła dziewczyna robiąca coś przy komputerze
-Co robisz?- spytałam zdziwiona
-Umieszczam te zdjęcia w internecie- wyszczerzyła się-Zawołaj ich xd
-CARLOS! KENDALL! DO NOGI JUŻ!- krzyknęłam. Po chwili zjawili się w pokoju.
-Mamy pewną propozycję- zaczęła Justa
-Albo oddacie nam nasze nuty i wycofacie wszystko co zrobiliście w tej sprawie albo te zdjęcia- wskazałam na ekran laptopa- znajdą się na wszystkich możliwych stronach internetowych- dokończyłam
-Z kąd je macie?!- przestraszyli się chłopacy
-Ma się dojścia- zamajtała brwiami Justa. Chłopacy wymienili ze sobą spojrzenia po czym odparli równo:
-Zgoda!
-Tak!- przybiłyśmy z Justą żółwika a Kendall wyjął z kieszeni nasze nuty i nam oddał...

*Wigilia*

Za godzinę mamy być u Justine. Od samego rana mam chumor do dupy.. chyba gorzej już być nie może. Ubrałam jasno szare rurki, czarną bokserkę i granatowy sweter w świąteczne wzorki, który dostałam niedawno od babci. Włosy uczesałam w dwa warkocze i zrobiłam delikatny makijaż. Gdy byłam już gotowa zabrałam telefon i wsiadłyśmy do samochodu. Po 10 min byłyśmy pod domem Justy. Otworzył nam jej tata. Zdjęliśmy zimowe kurtki i udaliśmy się do salonu gdzie był naszykowany olbrzymi stół z potrawami. Usiadłam między Martinem (-,-) a moją siostrą. Na przeciwko mnie siedziała Justa (między moją mamą i Kendallem). Gdy przyszli jeszcze Carlos, Logan i James zaczęliśmy kolację. Martin ciągle się do mnie kleił a Latynos obserwował go morderczym wzrokiem. W końcu przyszedł czas na prezenty. Pierwszy wyrwał się tata Justy. Uklęknął przed moją mamą i podał jej pudełeczko. Gdy mama je otworzyła spytał:
-Czy zostaniesz moją żoną?- w tym samym momencie Justa rzuciła w niego widelcem. Jej tata NIESTETY zdążył się odsunąć.
-Tak!- odpowiedziała moja mama. Zadławiłam się piciem i ścisnęłam w ręce szklankę tak że się potłukła. Nasi rodzicie się pocałowali a chłopacy zaczęli bić im brawo. Razem z Justą wybiegłyśmy z salonu i zamknęłyśmy się w jej pokoju. 
-JAK ONA MOGŁA! JUŻ ZAPOMNIAŁA O TACIE?!- rozpłakałam się
-WIDAĆ JAK OJCIEC KOCHAŁ MAMĘ! ZDRAJCA JEDEN!-dołączyła do mnie Justa. Siedziałyśmy tak dłuższą chwilę pocieszając się nawzajem. 
-Pokarz to- Justa sięgnęła po moją rękę. Tkwiły w niej kawałki szkła z rozbitej szklanki. Justa ostrożnie je wyjęła i zabandażowała mi rękę.
-Chcesz?- spytała wyjmując z szafy butelkę wódki i dwa kieliszki
-Z kąd to masz?- zdziwiłam się
-Zabrałam kiedyś tacie. Tak na czarną godzinę -wyjaśniła. Co prawda nie byłyśmy jeszcze pełnoletnie ale w 30 min opróżniłyśmy całą butelkę. Po tem urwał mi się film...

KENDALL:
Kiedy tylko tata Justy oświadczył się mamie Niny stało się coś dziwnego... Ona prawie go zabiła a Nina rozwaliła szklankę i okaleczyła sobie rękę. My bezpiecznie oddaliliśmy się do mojego pokoju. Daliśmy sobie nawzajem prezenty i zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym. Z pokoju Justine zaczęły dobiegać głośne śmiechy i rozmowy.Poszliśmy sprawdzić co się dzieje. Dziewczyny rysowały na ścianie tęcze, a obok leżała 1,5 litrowa butelka po wódce.
-Zwariowałyście?! Jesteście niepełnoletnie! - zabrałem im resztę wódki, co było dosłownie małą kropelką. Opróżniły całą butelkę w niecałe 30  minut!
-Carlos... słodki jesteś - Nina zaczęła się do niego przywalać i tulić. - Ja chcę takiego misia... kupisz mi misia? - spojrzała na niego słodkimi oczami.
-Kupię ci misia jak przestaniesz pić - odparł Latynos.
-Co tu się dzieje?! - Do środka wpadł tata Justy razem z mamą Niny. Będzie się działo, coś mi się wydaje.
-John, one się upiły! - Pani Garcia aż podskoczyła.
-Boże... - obje usiedli obok dziewczyn na łóżku. 
-My uciekamy - Chłopaki się wycofali i jak najszybciej opuścili ten dom.
-Kto im dał wódkę? - Pan Diamond spojrzał na mnie, a potem na butelkę, którą trzymałem w dłoni.
-To nie ja! - rzuciłem ją na podłogę tak, że się rozbiła.
-Wyjdź chłopcze! - Pani Sophia prawie się na mnie rzuciła. Jak najszybciej zakluczyłem się w swoim pokoju i nie miałem zamiaru wychodzić.Była awantura, mama Niny poszła wkurzona z nią do domu, a ojciec Justy zabarykadował się w swojej sypialni...
Potem było tylko gorzej!
JUSTINE:
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy... Nie mogłam się ruszyć. Łeb mi prawie eksplodował! Na szczęście wiedziałam co robić. Moja babcia, która jest polką nauczyła mnie jak postępować z kacem. Wypiłam strasznie dużo wody, a na koniec kilka tajemnych składników i ból troszkę ustąpił.
-To jest chamskie! - usłyszałam trzask drzwi i do środka wparowali Martin ze Spencerem.
-Coo? - spojrzałam na nich.
-W sklepie nie chcieli mi sprzedać perfum, bo powiedzieli, że to nie dla takich małych chłopców (-,-), a po drugie twoja przyjaciółeczka znów mnie olała! Jak można olewać mnie?!
-Jak można olewać jego? - wtrącił się Spencer, który chce być dokładnie jak brat.
-Nie mam do tego głowy.. najważniejszym moim problemem jest to, że matka mojej przyjaciółki zostanie naszą macochą!  - zaczęłam na nich krzyczeć.
-Ale Sophia jest fajna! Dała nam extra prezenty! - wyciągnęli jakieś nowe telefony i dali mi do ręki. Bez wahania rzuciłam nimi o ścianę, a te rozleciały się na kawałki.
-Zwariowałaś? - zaczęli je zbierać. - Spencer, biegnij po klej! - oni czasem są głupsi niż wyglądają....
-Siemka! - do środka wpadła zadowolona Nina.  - Widzę kacyk męczy...
-Taa... ciebie nie? A wgl czemu jesteś taka szczęśliwa? - zapytałam
-Nie męczy mnie kac... takie geny a po drugie mam extra wiadomość: Moja mama powiedziała, że nie chce mieszkać z tak nieodpowiedzialną dziewczyną, miała na myśli ciebie i zerwała z twoim tatą! - zaczęła piszczeć ze szczęścia. Odwaliłyśmy "taniec radości" i pobiegłyśmy do mojego pokoju.
-Jak twój tata zareagował? - to pytanie mnie zamurowało. Nie wynurzył się ze swojej nory od samego rana, a było już dobrze po 11. Wpadłam do jego pokoju.  Tata leżał na łóżku na brzuchu, głowę miał schowaną w poduszkę. Jego ubiór świadczył o tym, że wczoraj nie wziął nawet prysznica...
-Tatoo... tatoo! To nie koniec świata! - zaczęłam go walić poduszką po głowie.
-A wiesz, że tak? Ja ją kocham! - zaczął protestować. Nawet się nie podniósł.
-Wiesz? Mama zmarła niedawno, może jakieś 5 lat temu, a ty tak łatwo o niej zapomniałeś! Wstyd mi za ciebie, wiesz? - zaczęłam na niego krzyczeć. Wkurzył mnie swoim lenistwem.
-A co mnie mama obchodzi? Ułożyłem sobie życie na nowo, a wy mi je spaprałyście! - warknął.
-Skoro spaprałam ci życie, to się wyprowadzam! Więcej mnie tu nie zobaczysz! - opuściłyśmy jego pokój. Tak na prawdę nie miałam zamiaru się wyprowadzić, ale coś musiałam powiedzieć...
-Justaa... chcę cię przeprosić - Kendall opuścił swoją norę. - To ja namówiłem twojego tatę, żeby oświadczył się mamie Niny...
-Zabiję cię skurwielu! Wypierdalaj z mojego domu, i więcej nie wracaj! Spieprzyłeś mi wszystko! - to była moja gwałtowna reakcja na jego słowa.  Miałam ochotę się zabić...

***

No hej ludzie!  Napisałyśmy ten rozdział po długiej nieobecności, ale myślę, że nam wyszedł :3 Będą się one pojawiały dość nieregularnie, ale będą tak długie jak ten.
A więc to chyba tyle xd Czekamy na komcie ^^ 5 komów = rozdziałek ^^
NINA & JUSTINE
 

środa, 4 września 2013

Rozdział 2

NINA:

Justine i Kendall niedawno poszli. Stwierdziłam że mamy dość nauki na dziś i postanowiłam dowiedzieć się czegoś o Carlosie.
-Jak to jest być sławnym?- spytałam prosto z mostu
-Serio cię to interesuje?- zdziwił się
-Jestem ciekawa jak to jest stać na scenie przed tyloma ludźmi, jak to jest być fotografowanym na każdym kroku...- rozmarzyłam się
-Niesamowicie. Tego nie da opisać się słowami. Wychodzisz na scenę gdzie czekają na ciebie tysiące ludzi, którzy przyszli tam usłyszeć twój głos, zobaczyć cię na żywo, którzy przyszli tam specjalnie dla ciebie. To piękne. Często z chłopakami wzruszamy się na koncertach. Nasz zespół nazywa się Big Time Rush. Mamy fanów- ludzi którzy słuchają naszej muzyki, i Rushers- ludzi dla których jesteśmy wszystkim i nawet po rozpadzie band'u będą o nas pamiętać. Jednak sława ma też swoje minusy. Wszędzie chodzą za tobą paparazzi, polujący na twój najmniejszy błąd. Podczas wywiadów nie możesz powiedzieć tego co chcesz. Trzeba się słuchać różnych wytwórni, producentów, menagera...
Jednak to nic w porównaniu z tym co dają nam miliony fanów na całym świecie- uśmiechnął się. Nie wytrzymałam i z oczu popłynęły mi pojedyńcze łzy
-Coś się stało?- zmartwił się chłopak
-Nie.. wzruszyłam się- odparłam. Latynos wytarł moje łzy wierzchem dłoni. Miał ciepłe i gładkie ręce. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. W drzwiach stał Logan.
-Hejka- przywitał się
-Hej.. skąd masz mój adres?- zdziwiłam się i wpóściłam go do środka.
-Jestem wszechwiedzący! Buhahahah... Kendall mi podał- zażartował. Niewiadomo skąd przede mną pojawił się Carlos.
-Ja już się będę zbierał. Nie chcę wam przeszkadzać- pożegnał się i wyszedł. Zaczęliśmy z Loganem robić projekt wulkanu na geografię. Na szczęście oboje dobrze się uczymy i zajęło nam to tylko 2 godziny. Gdy skończyliśmy wróciła mama z Rachel. Moja rodzicielka namówiła Logana aby został na kolacji i tak jego wizyta wydłużyła się do 21. Szatyn jest całkiem fajny ^^ Zaprosiłam go i chłopaków na jutro. Naprawdę bardzo ich lubię. Wykąpałam się, przebrałam w piżamę i zasnęłam gdy tylko głowa dotknęła mięciutkiej poduszki...

*Next Day*

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wygramoliłam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Przede mną stały trzy uśmiechnięte mordki.
-Co wy tu robicie?- zdziwiłam się
-Zaprosiłaś nas- przypomniał mi Logan
-Tak ale..
-Jest sobota godzina 10:30- przerwał mi Carlos
-Coo?!- wytrzeszczyłam na nich oczy. Jak torpeda wleciałam do łazienki zgarniając po drodze pierwsze lepsze ciuchy do ubrania. Gdy wróciłam do swojego pokoju zastałam tam bardzo dziwną sutuację. James z Carlosem skakali po moim łóżku i rzucali się moimi majtkami a Logan biegał po całym pomieszczeniu ze stanikiem na głowie. Nagle za mną pojawili się Justine i Kendall. No pięknie -,- Teraz jeszcze bardziej ich znienawidzi..

JUSTINE:

Kiedy wieczorem wróciłam do domu  od razu zadzwoniłam po Jamesa, żebyśmy od razu zrobili ten projekt i mieli wolną sobotę . Szatyn zjawił się po 20 minutach. Po kilku godzinach nasz projekt tryskał lawą. Podziękowałam Maslowowi za wspólną pracę, pożegnałam się z nim. Jest nawet przyjazny... Kiedy zauważyłam, że jest dobrze po północy, wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka...


-Justine! Get up! - Spencer skakał po moim łóżku. 
Niechętnie się z niego zwlokłam i wzięłam ubrania z szafy. Zaczynam podejrzewać, że to jest ustawione. Szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Mój ojciec wręczał moim braciom pod 2$. Spencerowi za obudzenie mnie, Martinowi za zrobienie śniadania, a Steve'owi za odkurzenie salonu. Szlag mnie trafił. Wkroczyłam szybko do środka.
-Co to ma znaczyć?! Tato, mi też się coś należy! - spojrzałam mu prosto w oczy.
-Córciu, mam tyko 20 dolarów - westchnął.
-Będzie - zabrałam mu banknot z dłoni  i usiadłam przy stole.
-Dzieci - mruknął ojciec i wyszedł z domu. Pracuje w soboty, żebyśmy mieli co jeść. Wtedy do kuchni zszedł Kendall.
-Cześć - powitał mnie ciepłym uśmiechem.
-Hej - odwzajemniłam gest.
-Czy ty się do mnie uśmiechnęłaś? - dziwnie na mnie spojrzał i zabrał sobie porcję kanapek przeznaczoną dla niego. - Aaa! Pająk! - podskoczył na krześle i wskazał na swoją kanapkę.
-Chłopaki, wyciągać z jego kanapek wszystko, co tam upchaliście, i dawać po 1$ - warknęłam, a moi bracia powyciągali wszystko z kanapek Kendalla. Było tego dużo. Dali mi jeszcze kasę i sobie poszli.
-Co masz zamiar dzisiaj robić? - zapytał blondyn.
-Nic... może dopracuję moją piosenkę, jeszcze nie wiem - odparłam.
-Piszesz piosenki?!
-A coś w tym dziwnego?
- Niee... ja też piszę - odsunął od siebie talerz.
- To super... ja idę do siebie - odłożyłam talerz do zmywarki i szybko weszłam po schodach. Nie minęło 10 sekund, jak blondyn znalazł się w mojej strefie.
-Em... jak nie masz nic do roboty, to się zmywaj, chcę sobie pośpiewać - mruknęłam nawet na niego nie patrząc.
-Zaśpiewaj mi coś - zrobił maślane oczka.
-Nie - odparłam szybko.
-Proooszę - jeszcze bardziej się wysilił.
-Ok, jedną piosenkę, tylko przestań! - krzyknęłam i położyłam nuty na pulpicie.  Wzięłam gitarę i zaczęłam grać. Piosenka nosiła tytuł 'Slow it down'.

I never knew you before
I've been walking around with my eyes on the floor
But now you're everywhere to me
You're every face that I see
Things ain't moving quick enough for me

Chorus:
I guess I've been running 'round town
And leaving my tracks
Burning out rubber
Driving too fast
But I've gotta slow right down
Back to the moment the very start
From the very first day you had my heart
But I got to slow right down
Slow it down

Wishing, wanting for something more
Always better than I had before
Who knew these dreams would come true
And I run the red, won't stop at night
I don't care for traffic lights
Things ain't moving quick enough for me

Chorus:
I guess I've been running 'round town
And leaving my tracks
Burning out rubber
Driving too fast
But I've gotta slow right down
Back to the moment the very start
From the very first day you had my heart
But I got to slow right down
Slow it down

I guess I've been running 'round town
And leaving my tracks
Burning out rubber
Driving too fast
But I've gotta slow right down
Back to the moment the very start
From the very first day you had my heart
But I got to slow right down

I guess I've been running 'round town
And leaving my tracks
Burning out rubber
Driving too fast
But I've gotta slow right down
Back to the moment the very start
From the very first day you had my heart
But I got to slow right down
Slow it down

Odłożyłam gitarę na bok i czekałam na reakcję blondyna. Siedział tak dalej, i przyglądał mi się oczami nie wyrażającymi żadnych emocji. 
-Wiesz, tak delikatnie mówiąc to...
-Wiem, to beznadziejne... muszę jeszcze wiele dopracować - spuściłam wzrok. 
-Nie... To było świetne! Jak tylko wrócimy do Los Angeles, pakujesz się do studia i to nagrywasz, rozumiesz? Nie ma wykrętów... jesteś świetna i pokażesz to światu.
-Nie wiem jak ty, ale ja idę do Niny... - całkowicie olałam jego słowa. Zabrałam torebkę, zapakowałam do niej to co najpotrzebniejsze. Oznajmiłam braciom, że wybieram się z Kendallem do przyjaciółki  wyszliśmy z domu. To co zastałam w jej pokoju, potwierdziło, że chłopaki to tylko banda idiotów. Carlos i James bawili się bielizną Niny na jej łóżku a Logan biegał ze stanikiem na twarzy po całym pokoju... Miałam ochotę ich zabić!


NINA:

-Ekhem.. może odłożycie to tam gdzie było?- odchrząknęłam
-Nasza wina że masz taką seksi bieliznę?- James poruszał śmiesznie brwiami.
-Serio, nie mam dzisiaj nastroju na żarty- westchnęłam i usiadłam po turecku na łóżku. Zauważyłam, że Kendall zniknął. Po chwili usłyszałam jego głos dobiegający z ukrytego pokoju. Znajdowały się tam instrumenty i moje zeszyty z piosenkami. Pozostałość po tacie...
-Grasz na czymś?- spytał blondyn. W tym czasie zeszli się już wszyscy.
-Na pianinie i gitarze. Trochę na perkusji..- przyznałam niechętnie
-Zagraj coś- poprosili chłopacy. Znalazłam odpowiednie nuty i zaczęłam grać i śpiewać. "Before it Began" to jedna z piosenek, które napisał tata. Bardzo mi go przypomina...

Caught in a corner don't know which way to go
We're stuck between stations like static on the radio
When we're together why do I feel so alone?
Stuck between holding on and just letting go

Chorus
Like matches burning down without a flame
Just when the sun comes out it starts to rain
Tried to make it real but now I finally understand
It was over
Over
Before it began

Verse 2
So many times I thought we were gonna kiss
Meteors falling toward each other
But only barely miss
Could you hear me in the silence
Was it all in my mind
Or just a
A wasted wish

Bridge
And I still don't know where we were
I still don't know what you were to me
What you are to me

Caught in a corner don't know which way to go
We're stuck between stations like static on the radio

-Wow! Dziewczyno to jest genialne!- stwierdził Logan
-Jedziesz z nami do Los Angeles i do studia to nagrać!- dodał James
-Mi to samo powiedział Kendall- szepnęła mi na ucho Justine. Zmartwiło mnie jednak to że Carlos się nie odezwał.
- Masz śliczny głos. Czemu to ukrywasz?- spytał w końcu
-No bo... ja się wstydzę śpiewać przed publicznością- przyznałam szczerze. Dla mnie to zbyt wielki stres.
-Popracujemy nad tym- uśmiechnął się i mnie przytulił
-Idziemy gdzieś?- wtrąciła się Justa. Wyszliśmy wszyscy z domu. Oprowadziłyśmy chłopaków po całym mieście. Są na prawdę fajni :) Logan i James zostali na skate parku a Justine i Kendall poszli potem do domu. Zostałam sama z Carlosem. Postanowiłam odprowadzić go do domu, bo byłam ciekawa gdzie mieszka taka gwiazda. Szliśmy w zupełnej ciszy. Okazało się że Latynos zatrzymał się u mojej babci O.O
-Hej babciu!- przytuliłam staruszkę wchodząc do domu
-Cześć dziecko! Dawno cię tu nie było- przywitała się 
-Dzień Dobry proszę pani- uśmiechnął się Carlos
-Dobry, Dobry... widzę, że poznałeś moją wnuczkę- stwierdziła
-Tak. Jest dokładnie taka jak ją pani opisała- odparł. Z racji tego, że była sobota postanowiłam przenocować u babci. Miałam przynajmniej okazję aby lepiej poznać Pene. Po pysznej kolacji umyłam się i położyłam sapać. Chyba zaczynam coś czuć do tego Latynosa...

***

Hej wam! Niestety blogger usunął nam rozdział i musiałyśmy pisać go na nowo :/ Myślę że jako tako wyszedł.. Pozdrawiam i proszę o komentarze,

Nina ;**

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 1.

-Justine.... Ej! wstawaj! - coś małego i lekkiego skakało po moim łóżku. No tak, ostatni rok szkoły trwa, a ja nadal nie umiem zwlec się z łóżka. 
-No dobra..- westchnęłam i wygramoliłam się spod pościeli. Zegarek wskazywał godzinę 6:53. 
Wzięłam UBRANIA z szafy i weszłam do łazienki. Byłam wdzięczna mojemu tacie, że mam swoją własną, bo nie wytrzymałabym z tą bandą debili i jedną łazienką. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, uczesałam włosy i zeszłam na śniadanie. W kuchni pachniało tostami, a moi bracia jak zwykle się o nie kłócili. 
-Problem rozwiązany - zabrałam dwa ostatnie tosty i położyłam sobie na talerz. Nie obyło się oczywiście bez krzyków dlaczego ja mam zawsze pierwszeństwo i oni muszą się mnie słuchać. 
Schrupałam swoje śniadanie, dopiłam herbatę i poszłam na górę. Wymyłam zęby, zabrałam torbę i wyszłam z domu. Do szkoły miałam 10 minut drogi. Po drodze wstąpiłam po Ninę. 
-Cześć! - wybiegła z domu i mocno mnie uścisnęła. 
-Dusisz - szepnęłam, a ona mnie puściła. Poszłyśmy w kierunku szkoły.
-Ej, wiesz, że dzisiaj do szkoły ma przyjść czterech nowych facetów? Podobno mega ciacha z jakiegoś serialu - zaczęła naszą rozmowę.
-Słyszałam coś o tym... pewnie znów będzie wielki szpan, bo oni są najprzystojniejsi i wgl - odparłam.
-Nie oceniaj książki po okładce. Może uda nam się wyrwać ich na jakąś imprezę, poznamy ich, a jak okażą się debilami spławimy - westchnęła.
Do szkoły szłyśmy rozmawiając na każdy temat i wymieniając się opiniami. Tuż przed wejściem wpadł na mnie jakiś blondyn. Nigdy wcześniej go nie widziałam. To pewnie ten nowy..
-Przepraszam - pomógł mi wstać.
-Nic nie szkodzi.. ale na następny raz uważaj  - powiedziałam oschle.
 -Wiesz, niektórzy mogli by pomyśleć, że na taką piękną dziewczynę mogłem wpaść specjalnie - poruszył śmiesznie brwiami.
-Przymknij się. Masz coś jeszcze do powiedzenia?  Jak nie to super, mam lepsze rzeczy do roboty - już miałam odejść, kiedy on złapał mnie za rękę i znów do siebie przyciągnął.
-Powiedz mi tylko gdzie jest sala matematyczna...
-Wy macie teraz matmę? To super, chodzimy do jednej klasy  - mruknęłam i pociągnęłam za sobą jego, Ninę i tą jego bandę. Usiadłam w ławce razem z moją przyjaciółką. Nauczyciel widząc nowych wskazał na wolne miejsca za nami i przed nami. No świetnie -,- Zaczęła się lekcja. Dziś zaczynaliśmy od kartkówki z równań. Zajebiście -,-
-Psst.. pomożecie mi? Jestem kiepski z matmy- szepnął Latynos siedzący przed nami
-Niestety NIE. Radź sobie sam- mruknęłam
-Justa..- Nina szturchnęła mnie w bok
-No co?
-Przepraszam cię za nią. Czego nie umiesz?-zwróciła się już do chłopaka. Wyskrobałam to co umiałam i oddałam nauczycielowi kartkę. Powinnam dostać chociaż truję. Znając życie Nina będzie miała pięć. Po 45 min w męczarniach w końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Już miałyśmy wychodzić z klasy gdy zatrzymała nas nasza wychowawczyni, która akurat weszła.
-Dziewczynki, macie najlepsze wyniki w klasie i mam do was prośbę. Oprowadźcie tych nowych po szkole i okolicy. Carlosowi i Kendallowi przydadzą się również korepetycje z niektórych przedmiotów- spojrzała na nas błagalnie. Nie pasowało mi to zbytnio ale koniec końców się zgodziłyśmy.
-Czemu jesteś dla nich niemiła? Są słodcy- zagadała Nina gdy szłyśmy do pracowni chemicznej.
-Znając życie to tylko takich udają. Mówię ci, że oni niczym się nie różnią od tych nastoletnich gwiazdeczek typu Miley Cyrus- mruknęłam'
-Oj daj im szansę. Poza tym nie masz zbytnio wyboru- westchnęła.
-Który z was to Kendall, a który to Carlos?- spytałam, podchodząc do tych nowych. Blondyn i Latynos zrobili krok na przód.
-Mamy udzielać wam korepetycji- uśmiechnęła się Nina
-Serio?- zdziwił się Latynos
-Serio. Kiedy macie czas?- westchnęłam
-Jutro po szkole?- zaproponował blondyn z dziwnym uśmiechem.
-Świetnie. To jutro u mnie-powiedziała szybko blondynka i odciągnęła mnie od nich. Wiedziała że będę się sprzeciwiać bo mamy jutro dużo lekcji.
-Co to miało być?
-Zwykła uprzejmość. Powinnaś tego spróbować- stwierdziła Nina. Wywróciłam oczami i weszłyśmy do klasy na kolejną lekcję. Chemia.
Usiadłam jak zwykle z Niną, ale rozgadałyśmy się na temat tych całych korepetycji.
-Panno Diamond, co to ma znaczyć?! - spojrzał na mnie surowo. No nic, mi jak zwykle się dostanie.
-Nic panie prof...- nie dokończyłam, bo mężczyzna mi przerwał.
- Nie ma nic. Musisz się przesiąść... no proszę, usiądź z Kendallem, a Carlos usiądzie z Niną - posłał mi złośliwy uśmiech. Wiedziałam, że moje protestowanie nic nie da. Zamieniłam się z Carlosem miejscami. Krzesło odsunęłam jak najdalej od Kendalla, tak, że prawie siedziałam na środku sali.
Tak minęła mi cała lekcja. Potem jeszcze cztery i wyszłam do domu...

-Hej tato - rzuciłam torbę na sofę i weszłam do kuchni.
-Cześć. Posłuchaj, zaraz powinien przyjść tu nasz nowy współlokator. Dałem ogłoszenie do gazety, że takiego szukam, i jeden się zgłosił  - i wtedy zadzwonił dzwonek - to pewnie on. Otwórz. - poprawiłam włosy i podeszłam do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu stał tam...
-Kendall? - powiedziałam zaskoczona.
-Oo.. Justine? ty tu mieszkasz?
-Noo... ty teraz też - mruknęłam i wpuściłam go do środka. Mój ojciec zawalił...

NINA:

Następnego dnia byłam bardzo podekscytowana. Mam okazję poznać bliżej 2 super ciacha! Nie rozumiem co Justine do nich ma... Ubrałam niebieski top, szare jeansy, niebieskie vansy i ciemno szarą bluzę. Gdy pakowałam plecak do pokoju wbiegła szczęśliwa Rachel.
-Babcia ma w domu pana!- krzyknęła 4-latka
-Jakiego pana?
-U babci mieska obcy pan!- mówiła dalej
-Aham.. jesteś pewna?
-Tak! Widałam wcolaj!- pokiwała twierdząco głwą
-Babcia mówila ze będze twoim chlopakiem- dodała i wyszła. A to ciekawe... babcia od wielu lat mieszka sama i tak nagle zgodziła się wynająć komuś pokój? Ehh.. zbiegłam na dół do kuchni. Mama piła kawę przeglądała jakieś tam papiery.
-Hej mamuś- przywitałam się
-No hej. Jutro jedziesz do babci. Strasznie się za tobą stęskniła
-No dobrze. Dziś przyjdzie Justa i dwch chłopaków. Wychowawczyni poprosiła nas abyśmy udzielały im korepetycji
-Okej.Mnie nie będzie a Rachel idzie do babci więc chata wolna- uśmiechnęła się
-Dzięki. To ja lece pa- dałam jej buziaka w policzek i wyszłam z domu. Justine już na mnie czekała. Była ubrana cała na czarno o.O
-Ty z pogrzebu wracasz czy co?- spytałam
-Nie... dziś jest najgorszy dzień w moim życiu- jęknęła. 
-Przesadzasz- lekcje minęły bardzo spokojnie. Zero kartkówek, testów i przesiadania się. Ostatnia była geografia. Pani Dawson zadała nam do zrobienia projekt wulkanu. Podzieliła nas na dwuosobowe zespoły. Ja dostałam tego nowego, Logana, a Juście trafił się James. Kendall robił razem z Carlosem. Justine jeszcze bardziej pochmurniała.
-Wiesz że mój ojciec wynajął pokój temu idiocie?!- wrzasnęła wskazując na blondyna idącego za nami
-Fajnie.. i ty z tego powodu umierasz tak?- wywróciłam oczami
-Taaak!!- przytaknęła
-Ehh...- mieszkałam blisko szkoły więc po niecałych 10 min marszu byliśmy na miejscu.
-To twój dom?- zdziwili się chłopacy
-Tak, a co za mało wypasiony?- zadrwiła Justa
-Co? Niee.. on jest ogromny!- Latynosowi zaświeciły się oczy
-I przepiękny- dodał blondyn.
-W takim razie zapraszam do środka- uśmiechnęłam się. Chłopacy bardzo uważnie przyglądali się wnętrzu domu. Chyba im się spodobał. Wzięłam tacę z kubkami i picie. Zaprowadziłam ich do swojego pokoju. Kopary im opadły chyba do samej ziemi xD
-Kto to projektował?- spytał Kendall
-Ja- uśmiechnęłam się
-Masz gust dziewczyno. Jak nasz menago załatwi nam dom gwarantuje że ty zaprojektujesz wnętrze- Latynos odwzajemnił uśmiech.
-Weźmy się już do nauki- mruknęła Justa. Usiedliśmy na podłodze otoczeni stosem książek. Justa zajęła się Kendallem a ja Carlosem.
-Hym.. Hiszpański?
-Heh....Yo soy latino. Español en la sangre- uśmiechnął się słodko
-Niemiecki?
-Ja mam tylko obowiązkowy angielski i dodatkowy hiszpański, więcej języków się nie uczę- wytłumaczył
-Matematyka?
-Oj taak...- westchnął. Wytłumaczyłam mu niektóre rzeczy i dałam mu kilka zadań do rozwiązania. Po dwóch godzinach mniej więcej to umiał.

JUSTINE:
-A więc... hm.. co umiesz? - zapytałam blondyna.
-E.. wf?
-W takim razie zapytam: czego nie umiesz? - byłam już trochę zdenerwowana.
-Całować - odpowiedział szybko.
-A czegoś związanego ze szkołą?
-Ale w szkole można się całować -zaśmiał się.
-Nie drwij sobie ze mnie - warknęłam - albo będziesz potrzebował dentysty, żeby się zęby z powrotem powstawiał
-No ok.. największy problem mam z językami, a zwłaszcza hiszpański.
-Habla usted español? / Mówisz po hiszpańsku?
-No / Nie - odpowiedział. Coś mi się zdaje, że będzie to długo trwało... 
Po jakiś dwóch godzinach wytłumaczyłam mu podstawy języka.  Ciężko szło, ale jakoś dałam radę. 
-Daj mi numer do masełka, muszę z nim zrobić ten debilny projekt srukanu - powiedziałam no blondyna. 
-Wulkanu - poprawił mnie. Chwilę na niego pokrzyczałam, ale w końcu dał mi numer Jamesa. Powiedziałam mu, żebym przyszedł dzisiaj do mnie o 18. Pożegnałam się z Niną, Carlos u niej jeszcze na chwilę został, a ja i Kendall poszliśmy do MOJEGO domu, który muszę z nim dzielić. Równo o 18 pod drzwiami stanął James. 
-Cześć masełko - warknęłam na powitanie. Tak, nie lubię ich!
-Cześć... to z tobą mam robić ten srukan... - westchnął. 
-Wulkan - poprawił go Kendall, który nie wiadomo skąd się tu wziął.  
-Ta... wejdź - wpuściłam Jamesa do środka, a przy okazji Kendalla wytargałam za ucho do ogrodu. - Słuchaj Schmidt. Ja, teraz będę zajęta. Dzisiaj muszę zrobić ten pieprzony projekt, to jutro będę miała czas żeby pokazać wam miasto i wgl. Kapujesz? Jak tak, to super, zamknij się w swoim pokoju i włącz tv, i najlepiej stamtąd nie wychodź - weszłam do domu i zaprosiłam Jamesa do swojego pokoju. Ten człowiek był bardziej tępy z geografii niż ja. Pokazałam mu co ma zrobić, żeby nic nie zepsuć. Jakoś nam się udało. Kiedy spojrzałam na zegarek, była 23:49. Robiliśmy projekt prawie 6 godzin, ale się udało. Wypuściłam Jamesa do domu. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka...

-Justine!! Wstawaj!!! - Sprencer, mój najmłodszy brat skakał po moim łóżku i próbował mnie obudzić. 
-Spencer, dzisiaj jest sobota - zepchnęłam go z łóżka. 
-Faktycznie - mruknął i opuścił mój pokój. Kocham go, nie powiem, ale denerwuje mnie z każdym dniem coraz bardziej..
Nie mogłam zasnąć, więc wstałam z łóżka. Ubrałam czarne jeansy, fioletową bluzkę i fioletowe vansy. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie śniadanie robił.. Kendall? o.O
-Co ty tu robisz? - usiadłam przy stole, a blondyn podał mi talerz z omletem. 
-Śniadanie. Twoi bracia powiedzieli, że codziennie robi to ktoś inny, a teraz wypadło na mnie. 
-Martin, Steve, Spencer!!! Natychmiast do kuchni! - krzyknęłam wkurzona na całe gardło. Przybiegli jak małe pieski. - Co ma znaczyć robienie sobie z Kendalla sługi?! - popatrzyłam na każdego z nich groźnym wzrokiem. Krok do przodu wystąpił najmłodszy, Spencer i zakomunikował:
-To ja mu to powiedziałem... 
-Ile Martin ci zapłacił, żebyś tak powiedział? - spojrzałam teraz na najstarszego. Martina. 
-15 dolców.. - westchnął mały. 
-Oddawaj - wyciągnęłam rękę do przodu, a on wręczył mi całą kasę. - I tak ma być - poczochrałam mu włosy i usiadłam przy stole. Spencer zawsze chce być jak Martin, więc  od razu je poprawił, tak jak miał brat. Oni są niemożliwi...
Zjadłam śniadanie i zakomunikowałam, że idę do Niny. Kendall powiedział, że idzie ze mną.. no pięknie, tylko tego mi trzeba było.. 

~~*~~*~~ 
No i wyskrobałam ten rozdział! Znaczy ja i Nina ;3 Teraz ja wyjeżdżam, ale pewnie też coś napiszę ;D
Ten blog powstał.. bo nasz poprzedni nam się znudził i nie miałyśmy na niego weny, taka prawda >.<
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. 
Szablon wykonałam ja ;D
Justine ;*